Sunday, October 31, 2010

BABIA GÓRA


Wczoraj wyszliśmy na szczyt Babiej Góry czyli na Diablak (1725 m n.p.m.). Czym podchodziliśmy wyżej, tym wiało mocniej i kolejno: na Sokolicy (1367 m n.p.m.) jeszcze było nam wesoło, na Kępie (1525 m) troche porywało mi aparat fotograficzny, na Gówniaku (1617 m) zaczynało nami rzucać ale pod Diablakiem było już całkiem poważnie i gdyby nie kamienne murki to pewnie musielibyśmy się przez szczyt czołgać. Zejście Percią Akademików w śniegu i przy sporym oblodzeniu też było dość ekscytująca. Łańcuchy asekuracyjne są tam spinane gwintowanymi klamrami o wielkości, którą znam z mojego pęku kluczy. Niestety podczas schodzenia ciągle przypominały mi się nowe sytuacje, w których te zakręcane klamry samoczynnie się odkręcały i klucze rozsypywały się po ziemi... Nocowaliśmy w krytykowanym, nowym schronisku na Markowych Szczawinach. Krytyka jest ufundowana na tym, że nie można zalegać na podłodze, nie można chodzić w butach po pokojach, jadalnia jest otwarta w określonych godzinach i wszystko jest drogie. Znam ten ból z wielu nieprzespanych nocy jakie zawdzięczam krytykującym wolnościowcom, którzy może i są mili ale upierdliwi ponad miarę. Nie chodzę w góry aby nocami bratać się z wesołą bracią i nie jestem też wielbicielem słuchania o trzeciej w nocy osiemdziesiątej (i tak samo kiepskiej) wersji "samby sikoreczki" albo innych fascynujących tematów turystyczno-biesiadnych plus odgłosów fizjologicznych jakie zachodzą u braci studenckiej (w każdym wieku...) po spożyciu wzmacnianego piwa. Więc o.k. nie znam się na tej poetyce i dla mnie w schronisku było znośnie, miejscami całkiem znośnie. Brakuje tam trochę tzw. klimatu a pani, która ze sroga miną sprzątała powinna mieć badanie wzroku; tak wielkie połacie brudu zostawiała za sobą... ale; ludzie, poczekajmy ze dwadzieścia lat i coś się może ruszy?! Na to miejsce dawno temu przyszedł całkowicie odlotowy Słoweniec; Hugo Zapałowicz i tak powstało schronisko, które było przebudowywane, zmieniane a jakiś czas temu rozebrane. Na jego miejscu stoi nowe. Ten kto stawiał to nowe, nie wygląda na tuzinkowego, chłopskiego, pazernego biznesmena; więc dajmy sprawie trochę oddechu!
Babia Góra jest interesującym masywem pod względem florystycznym ale początek zimy nie jest idealnym czasem na botaniczne poszukiwania. Mimo śniegu i wiatru na granicy bezpieczeństwa i tak udało mi się zrobić dobre foty jałowca halnego i kilku innych rarytasików jak np. soplówek, zrostów buków, płachetek brusznicowisk z bażyną (jak w tundrze), wyschnięte ale rozpoznawalne tojady mocne i okrzyn jelen, który stanowi główny element logo Babiogórskiego Parku Narodowego. Kiedy szliśmy po kopule szczytowej Babiej to inspirująca była wiedza, że woda ze śniegu z południowej strony ścieżki znajdzie się za około pół roku, poprzez Dunaj w Morzu Czarnym, a woda z północnej strony zasili trochę wcześniej Bałtyk. To jedno z zaledwie dwóch miejsc w polskich Karpatach, z których woda płynie do Morza Czarnego. Drugie, jeszcze mniejsze, jest w Bieszczadach. Z okolic Ustrzyk Dolnych część wody spływa dorzeczem Dniestru... Halny wiał jak zwykle i mimo usilnych starań, wszystkie moje smarki z nosa zasiliły zlewnię Bałtyku...
Dzisiaj weszliśmy na Małą Babią Górę i szczyt Cyl 1517 m n.p.m.) i przez Jałowiecką Przełęcz zeszliśmy do Zawoi. Ta Zawoja to jakiś dziwny twór i o tym jutro, bo nogi mnie bolą i spać się chce.
Na focie widok z Diablaka na południe; Tatry, rozwalony Dunajec (nazywają to Czorsztyńskim Morzem) i kawałek Orawy.

1 comment:

Anonymous said...

Panie Marku, Miło bardzo mi się czyta te opowieści z Babiej Góry bo co jakiś czas spoglądam sobie na nią z Lachów Gronia(tam częściej bywam)...a poniżej - schodząc w stronę Koszarawy jest przy samym szlaku stara bacówka. Wyśmienite miejsce - polecam.
michał