Monday, May 30, 2011

DIGITAL ARCHAIC


Do naszego dość specyficznego instrumentarium dołączył kilka dni temu MOTOPHON 1... To trzecia analogowa konstrukcja, która włączona do systemu paneli efektów i wzmacniacza lampowego daje mi wiele radości. Dość często rozmawiamy na temat elektryczności jako naturalnym, przyrodniczym i zadziwiająco mało znanym zjawisku/środowisku.
Obok grupy najstarszych instrumentów tradycyjnych i cyfrowych technologii przetwarzania dźwięku i tych stosowanych w studiu (ale także tzw. sampli / próbek dźwiękowych) od lat cieszy nas bardzo sfera operowania prądem elektrycznym. To może być dla części młodych adeptów "elektroniki" załamujące, ale jest to dość stara ścieżka, bo już w XVIII wieku (!!!) próbowano konstruować nowe instrumenty oparte o elektryczność. Pionierem był niejaki Prokop Divis, czeski wynalazca ..piorunochronu. Zbudował orchestrion mutacyjny , ale niestety do naszych czasów nie zachował się nawet jeden. W latach 20-stych XX wieku pojawiły się dwa ciekawe instrumenty: tiermienvox i dinaphon. Wynalazcą tiermienvoxa był Lew Siergiejewicz Tiermien, który swój niezwykły instrument opatentował w 1924 roku. W.I. Lenin realizował w tamtych czasach plan opisany prostym równaniem: władza w ręce rad + kolektywizacja rolnictwa + elektryfikacja = komunizm ! W ramach elektryfikacji znalazło się miejsce na elektryczny instrument bez historii, dźwiękowy wyraz nowych czasów... tyle, że wynalazca dał nogę za Wielką Wodę i jego instrument (i inne prace z dziedziny zaawansowanej fizyki!) wsparły zgniły kapitalizm. Rozumiem, że Krytyka Polityczna ma go na swej czarnej liście?! W komunistycznym raju ideologii szalonych, Lew dostałby strzał w tył głowy i jako doskonały fizyk i mądry człowiek nie czekał w imię równości z najgłupszymi i najbardziej leniwymi i dał dyla! W USA Lew zamienił się w Leo, a Tiermien w Theremin... wobec czego także jego elektryczne dziecko nazywano thereminovoxem , a po jakimś czasie w skrócie thereminem. W Polsce "obowiązuje" "spolszczona" nazwa teremin , jest jakimś miejscowym fetyszem i nigdy się nie przyjęła prawidłowa nazwa uparcie stosowana przez samego konstruktora. Nasi "swoje" wiedzą i w budyniowie musi być zawsze jakieś "didziuridziu" albo inne "efy szesnaste".
Thereminovox nie był końcem poszukiwań nowych instrumentów elektrycznych i dopiero w latach 30-stych XX wieku wysypało się kilka konstrukcji: fale Martenota (instrument zbudowany przez Maurice Martenot'a)czy całkowicie dla mnie powalająca konstrukcja Friedricha Trautweina - trautonium! Kiedy pojawiły się (a jak widać nie pojawiły się z niczego i nagle...) tzw. obwody scalone posypały się pomysły na instrumenty elektroniczne. W 1972 roku rozpoczęła się era organów elektrycznych (phoenix Hammonda!)i konstrukcji Roberta Mooga, opracowano setki nowych instrumentów. To firma utworzona przez pana Roberta M. czyli rozpalający zmysły polskich fanów i "wtajemniczonych" MOOG przejął oryginalną konstrukcję thereminovoxa Leona Theremina i produkuje te instrumenty w kilku odmianach do dzisiaj. Thereminovox od blisko 100 lat pozostaje kultowym instrumentem i opisy muzyki granej na nim rozpalały wyobraźnię wielu ludzi. W łodzi podwodnej kapitana Nemo słuchano koncertów na tym, jak go nazywano, instrumencie sferycznym! Zważywszy na to, że w pierwotnym zamiarze autora Stu tysięcy mil podwodnej podróży kapitan Nemo nie był indyjskim renegatem, ale polskim szlachcicem walczącym z Rosjanami wszędzie gdzie się dało... obecność thereminovoxa była pewnym smaczkiem.
Instrumenty tradycyjne, odkryte i zbudowane dawno temu (chociaż niektóre z nich wcale nie mają tak archaicznych początków jak się zwykło uważać) miały dla mnie zawsze walor zagadkowych źródeł dźwięku, które w miarę ich oswajania ( mam wiele własnych technik na ten proces) prowadziły mnie w rejony zakodowanych w ich konstrukcji i możliwościach dźwiękowych, znaczeń i istności. Nigdy się nie zgodzę z tezą, że cała muzyka jest w głowie muzyka i wiem, że tylko delikatna gra pomiędzy umysłem i ciałem dać może interesujący efekt. Dlaczego więc nie cofnąć się do czasów gdy fantastycznie twórczy ludzie, kierując się intuicją i wyobraźnią, odważnie tworzyli niepowtarzalne instrumenty na prąd elektryczny. Nie musi nas przecież obchodzić cała ta masowa produkcja "klawiatur" ("parapetów', "kibordów"...) z taniego plastiku i z czipami produkowanymi na tony. Możemy podejść do rzeczy raz jeszcze i nie musi to być koniecznie syntezator Moog, którym dzisiaj kupuje się go jako etykietkę: "awangarda" albo "elektronika". Nie krytykuję tu niezwykłej konstrukcji Roberta Mooga, a nawet jego dzisiejszych, mocno już zdygitalizowanych wersji, ale jestem przekonany, że praca nad muzyką nie powinna się opierać o gotowe, nawet dobrze brzmiące moduły.
Wyjściem z tego ambarasu, które praktykujemy jest włączenie pracy z prądem elektrycznym w większe systemy, których częścią są - w przypadku naszych generatorów: Badoog 1 i Badoog 2 zbudowanych przez Mirka Badurę - rozmaite inne urządzenia, w tym nawet fotoogniwa. No i teraz, tuż obok mojego laptopa leżą dwie czarne skrzyneczki połączone kablem, które konstruktor M. Badura nazwał: MOTOPHONEM odchodząc tym samym od serii Badoogów, których nazwa była moim pomysłem na połączenie nazwiska konstruktora i ojca legendarnego walizkowego syntezatora Mooga. Mirek ze swoim (ale firmowanym przez firmę Moog) thereminovoxem plus Badoog 2 i MOTOPHON to istotny element załogi naszego projektu o nazwie: Thereminovox Interactive Instalation Project (TIIP), który zaczyna się rozwijać na tyle dobrze aby zacząć myśleć o jakimś nagraniowym podsumowaniu wiosną przyszłego roku? Ślady tej aktywności znajdziecie na YouTube i na płytce 7. Collective Improvisation wydanej przez WFR pod numerem 033/2010.
Warto może dodać, że nasze kontakty z interesującą elektroniką zaczęły się jeszcze przed powstaniem Projektu Karpaty Magiczne i rosyjskie podróbki (doskonale brzmiące) syntezatorów i organów amerykańskich usłyszeć można już na pierwszej naszej płycie Ethnocore ! Sporo brzmień syntezatora Mooga (tym razem starego dobrego analogowego i oryginalnego) jest na płycie Euscorpius Carpathicus i w kilku innych miejscach. Dość zabawną jest historia odbioru utworu zagranego w całości na generatorze Badoog 2 opublikowanego na naszym całkowicie niedocenionym w Polsce albumie - MIRRORS - (VIVO Records,2007)! Polegli nawet najbardziej radykalni z radykalnych! Ubaw po pachy! Jakby były obowiązujące na radykalnej scenie cichutkie szumy z darmowych programów komputerowych, artystowskie zgrzytnięcia (ale takie niezbyt długie: zgrzytnie i przestanie) i dupnięcia (od czasu do czasu, rzecz jasna)... oj, to tak, tak, ale chropowaty, mocny i arogancki generator sterowany mną i światłem, to nie. A ja miałem obraz metalowych konstrukcji kolejki krzesełkowej z naoliwionymi kołami odlanymi w ogniowo-czarnych hutach, stalowe liny przecinające wykarczowane stoki bukowego lasu, arogancję budowniczych, lizusostwo naukowców, sprzedajność tzw. społeczności lokalnej, kłamstwo i obłudę, której jest na kopy i tę polską nienawiść do drzew, którą musieliśmy nabyć przecież nie tak dawno? Eleganckie szumy i dupnięcia nie wystarczają aby to zagrać, wierzcie mi. Uparłem się i do tego zrobiłem video z tym całym dziadostwem, ale tak jak muzyka obraz był także zbyt radykalny.
Podczas pamiętnego Festiwalu Terrastock w USA (2006) zaintrygowała nas wielka, "pajęcza" konstrukcja otaczająca od góry i boków ekipę Ghost. To był rodzaj thereminovoxa, ale zamiast jednego masztu / anteny pionowej i poziomego zagiętego panelu, rozwieszono sieć przewodów i nieekranizowanego drutu-anten. Wejście w niektóre obszary sceny generowało dodatkowe dźwięki i idea Leona T. "instrumentu sferycznego", na którym gra się bez jego dotykania poszerzyła się do grania całym ciałem i obecnością lub brakiem obecności w określonym miejscu. Jak blisko jest z tej sfery do najnowszych intuicji związanych z geo-mediami, mapowaniem pól elektromagnetycznych (czyli mapowaniem technologii w mieście, ale także do archaicznych technik szamańskich mapowania naturalnych pól elektromagnetycznych wytwarzanych przez Ziemię, które mogą mieć więcej wspólnego z pojęciem tzw. land mark niż się nam teraz wydaje)! Być może stara myśl o nowych instrumentach muzycznych na prąd elektryczny miała coś wspólnego u źródeł procesu, który dał nam komputery i Internet? Zadziwiające jest jak muzykę rozumie się jednowymiarowo, a muzyków postrzega jako odtwórców tyrających po programach X Factor lub w dobrze naoliwionych archaicznych maszynach nazywanych orkiestrami symfonicznymi. To jakieś muzyczne galery starej daty, a nie orkiestry?
Może dlatego Digital Archaic - tak przekornie pisany tytuł, czego tytuł? Tego jeszcze nie wiemy. I to jest to, co nas cieszy na poziomie naszej własnej ludzkiej elektryczności. Bo sami jesteśmy na prąd?! To jest dopiero wyprawa w najstarsze tradycje i do źródeł naszej kultury.
Na koniec tej natchnionej opowieści jeszcze jeden obraz z Karpat: jest w tych przedziwnych górach takie źródło, z którego przez wodę wydobywa się gaz ziemny. Odnotowano, że kilkadziesiąt lat temu, na skutek uderzenia piorunu, źródło zapaliło się i "woda" płonęła żywym ogniem. Takie samo płonące źródło oglądałem w Himalajach i jest to ośrodek starego kultu w Muktinath, który ściąga do świątyni zbudowanej nad źródłem płonącej wody tysiące pielgrzymów.
Kiedyś w Gdańsku (jaka ulga, że nie muszę pisać o Warszawie...) po naszym koncercie podszedł do mnie młody facet i rzucił: a ja mam w domu 15 generatorów! Tyle, że najwidoczniej piorun nie zapalił tego źródła? A "gazu" jak pamiętam posiadaczowi wielkiej ilości generatorów (w domu, rzecz jasna) nie brakowało? Bo najwidoczniej, nawet do generatorów niezbędna jest "iskra boża"...

4 comments:

Anonymous said...

Marku! Czy ty masz coś przeciwko mojemu Casio SK-8?
Bo tanie, masowe i z plastiku? :-)

Andrzej

interakcje said...

Marku - świetny artykuł o drogach pozyskiwania drgań o częstotliwościach akustycznych.
"Dynamophone" to byl zespól silnikow /generatorów, a pierwsze modele organów Hammonda do generowania tonów harmonicznych wykorzystywały obracające sie tarcze pojemnościowe (kondensatory o zmiennej pojemności)

marek styczynski said...

Dzięki za komentsy! Casio SK-8 ...jaki tam masowy? Kiedyś tak, ale Casio teraz to jak samochów Warszawa - teraz. Nie mam nic przeciw kultowym Casio u Ciebie, bo wiem, że swojej muzyki nie wydobywasz z Casio!
Co do -artykułu - to faktycznie coś mnie porwało z tym pisaniem, ale jakie to jest wszystko intrygujące!? Ściskam Was z dużym ładunkiem prądu elektrycznego... / ms

byazi said...

muzycznie o Dogonach?
jest szansa kiedyś TU oczytać???