Pięć pracowitych i nie całkiem lekkich dni we Wrocławiu za nami! Ekipa Industrial Art przygotowała coś - na te miałkie czasy - niezwykłego i już wiemy, że 5. edycja Energii Dźwięku zapadnie nam w pamięć na zawsze. Gość najważniejszy czyli Damo Suzuki, zjawił się ot tak! - kiedy telewizja kręciła rozmowę z nami... nakręcili więc i nasze spontaniczne powitanie. Miły i uśmiechnięty Damo po chwili zasiadł w fotelu i przysłuchiwał się naszej próbie...albo drzemał po podróży? Po godzinie wstał, wyszedł na scenę i z miejsca, bez słów i przymiarek, wywalił z siebie głos i energię o jaką trudno byłoby posądzać tego drobnego faceta. Dobrą godzinę trwała ta mocna emanacja i już wiedzieliśmy, że wszystkie nasze przymiarki diabli wzięli.
Przez trzy dni poprzedzające przyjazd Damo, prowadziliśmy wykłady i buszowaliśmy po interesujących miejscach pełnych książek i kawy, ale także odkryliśmy zupełnie perfekcyjny ogród botaniczny. Uniwersytecki ogród botaniczny, w wielu aspektach podobny do ogrodu UJ w Krakowie... bije go w kilku punktach o całą długość. Wrocław nie zasłużył na miano ESK - Wrocław jest ESK!
Trudno się pisze o ulotnych wrażeniach i naszych miejskich dryfach, ale mimo zmęczenia głośnymi nocami i skwarem, który męczył od 7. rano... spacerowaliśmy po mieście całymi godzinami. Dość ryzykowny skład w postaci Damo Suzuki / Job Karma / Igor Box czyli 1/2 Skalpela / Karpaty Magiczne okazał się być całkiem sprawnym i mocnym. Improwizacja na scenie, o ile ma być to prawdziwe granie, nigdy nie jest prosta, ale nie znam niczego innego w muzyce równie satysfakcjonującego. I nie chodzi o naiwne zadowolenie z tego, że było o.k., chodzi o dotknięcie czegoś prawdziwego i czasem bardzo chropowatego, roboczego. Nic mnie nie obchodzą dąsy znawców wszystkiego, którzy i tak nigdy nie będą nikim z nas i tyle. Każdy taki znawca zaśpiewał by lepiej niż Damo, zagrał by lepiej niż wszystkie składy jakie zna... ale jakoś się nie poskładało? Mówiąc językiem mediów: nasz koncert wzbudził silne emocje...
Damo Suzuki Network saportowały dwa inne składy z Włoch, całkiem dobre, klubowe granie, o które kiedyś było w Polsce dość trudno. Ostatni dzień Energii to dwa koncerty: R.U.T.A (o której GW w wydaniu internetowym napisała, że jest naszym nowym projektem... i z przyjemnością tę informację dementowaliśmy!) i The Magic Carpathians w składzie: Ania, Andrzej i Marek. O występie mega gwiazdy (?...?, ale dlaczego?), która nas saportowała nie będę pisał bo słyszałem niezbyt wiele, ale na tyle dużo aby tego nie robić. Publiczność była zachwycona i to jest ważne. Na naszym koncercie nikt nie podskakiwał i tylko jeden gość tańczył... ale odbiór był bardzo mocny i prawdziwy. Cieszę się, że scena w budyniowie potrafi się obejść (... tak, tak kolego, możemy obejść się bez tego...) bez cyrków męskiego grania do piwa i innych masowych jarmarków dla bojącej się samodzielnego myślenia gawiedzi. Tym bardziej jest ważne, że tego rodzaju autentyczne ujawnienie wielu różnych aspektów kultury niezależnej jakim jest Energia Dźwięku Fest. udało się znakomicie. Wrocław jest O.K. ! Już się cieszymy na listopadowy (i jubileuszowy!) Industrial Fest. Przygotujemy coś specjalnego, bo ekipa organizatorów jest specjalna i publiczność jest jedyna w swoim rodzaju. Szkoda, że w KRK wszystko idzie w inną stronę... może walec KBF nie zrówna wszystkiego i przyjdzie jeszcze nasz czas? A jeżeli zrówna... to się dopiero kiedyś "odegnie"...
Stosik sprzętu, który jutro musimy upchnąć w dwóch plecakach i "bagażu ręcznym" zaczyna nas niepokoić... i tylko jeszcze sto różnych pilnych spraw, wpłat, zapasów, map i adresów... i w tundrę!
Na wymuszonej i mało ambitnej focie z WRO: Damo Suzuki plus Igor, Marek, Ania i Andrzej.
No comments:
Post a Comment