Właśnie wróciliśmy z koncertu 10 + 1-osobowego zespołu Petera Brotzmanna "Chicago Tentet " w -manggha- !!! No cóż, czapki z głów i szacuneczek.... zaraz na samym początku dostaliśmy próbkę tego co nazywa się we free jazzie "brotzen" : chropowate, mocne wejście w improwizację w wykonaniu samego pierwowzoru! Był to jedyny koncert w Polsce i do tego nagrywany, sporo gości z Warszawy (nawet ...nie powiem kto ... synowie !) i gdyby nie głupawa zapowiedź wstępna , że mianowicie usłyszymy "niszową" muzykę... W tej sytuacji to jakby wypuścić gluty z nosa na świąteczny stół i to w obecności samego Mikołaja. Delegatura Miasta do spraw OFF się nie spisała, ale "pisz pan środa" bo koncert był z tych wyjątkowych. PB grał na kilku "maszynach" i m.innymi także na tym węgierskim saksofono-klarnecie o nazwie -tarogato. Owacje na stojąco i bis po dwóch godzinach twardego "brotzen". A podobno free jazz się skończył ?!
Fota jest z naszej wyprawy studialnej na Słowację, składamy materiały do sierpniowej akcji pt. Mobilny pomnik dla Andy Warhola, czy coś podobnego... jeszcze sprawy w toku. A AW przypomniał mi się podczas nocnego oglądania filmu o takich chłoptasiach z zespołu Dandy Warhol... typowego łatwostrawnego batona wyprodukowanego przez tzw. wielki koncern...
No comments:
Post a Comment