Sunday, May 17, 2009

No > YES !


Dni w mieście są ekscytujące i właściwie mam już chyba problem z tą adrenaliną w krk.... Jak nie żałosno-rozbawiające występy młodych faszystów wokół "Marszu dla tolerancji" to Noc Muzeów... Młodzieniaszki "co się boją geja" to jakaś wiocha ale Noc Muzeów to fajny czas. Nasza trasa nie była wielka bo Ania wróciła tego dnia z Poznania i po 8 godzinach w PKP powinna paść ... ale znowu dała o sobie znać ta nasza nadaktywność ! Wybraliśmy Muzeum -manggha- i pokaz teatru No w wykonaniu panów : Akiry Matsuia i Shunsuke Matsuia... oraz bardzo rozmownego twórcy masek. Szkoda, że były to jedynie fragmenty spektaklu a muzyka była z nagrania. Podobnie do koncertu gamelanu, także teatr No działa na nas bardzo mocno i ma uboczny efekt w postaci pełnego relaksu. Żyjemy w tak silnie sformatowanym otoczeniu, że chwila obcowania z kosmosem jest bezcenna, całą resztę... nawet żarty są już formatem! W czasie spektaklu kilka osób dało popis braku ogłady i tego specjalnego chamstwa lekko polanego lukrem luzu z telewizyjnej reklamy z pryszczatymi. Facecik wyszykowany do teatru jak należy : gołe łydki i sandały, rechotał jak walnięty przez pół pokazu z koleżanką i kolegą u boku. Typowa reakcja lękowa na nieznane i typowa brygada nastawiona na spijanie piwka w kolejnych norkach ze zbitym tynkiem i serwetkami robionymi na drutach, ścigająca się w wieczornej rywalizacji żaków na długość rzuconego pawia. Ale co robili na pokazie teatru No ? Wszyscy chcą aby kultura trafiała pod strzechy ale jak już trafi to ratuj się kto może! Występ tej ekipy godnie uzupełniła pani, która najpierw udawała, że to nie jej telefon uporczywie dzwoni i kiedy pół sali już w to nie wierzyło, salwowała się ucieczką .... Najwidoczniej nie potrafiła wyłączyć komórki.... technologia nas przytłacza : Matrix nas więzi! Chcę jednak wierzyć, że zabłąkana ekipa chwyciła bakcyla japońskiego teatru a właścicielka telefonu wyrwie się ze szpon Matrixa.
Wieczór był piękny a my -pokrzepieni banalnymi w tej sytuacji rolkami ryżowymi z awokado - ruszyliśmy na drugą stronę Wisły.... Biały balon wznosił się nad Wawelem a tłum wielbicieli muzeów parł do Muzeum Etnograficznego. Już za ten widok można pokochać Kraków. W Muzeum zobaczyliśmy kilka świetnych wystaw (dobra ekspozycja o szałasie pasterskim) ale także oglądaliśmy film o podkrakowskiej tradycji tzw. pucheroków. To zwyczaj wiosenny i przypominający bardzo bułgarskie korowody kukerów : przebrania, wysokie czapy ale zamiast masek jest jedynie malowanie twarzy węglem drzewnym.
No i padła w filmie świetna kwestia : "na pucheroka zgłosiły się dziewczynki ale interweniowało Muzeum Etnograficznem, bo kobiety nie mogą być pucherokami"... no i konstruowanie tradycji przez etnografów wyszło na jaw! Dodam do tego, że interwencje takie są także wybiórcze, bo jak do palm wielkanocnych przyprawia się na siłę krzyże to jakoś etnografowie nie interweniują i w ten sposób ... także biorą udział w budowaniu "poprawnej" wizji tradycji ! Więc chyba czas to zobaczyć także w podpisach pod ekspozycjami, np. taki podpis : wystawę zestawił z eksponatów ze zbiorów muzeum dr Jakiś Tam, praktykujący katolik o poglądach skrajnie prawicowych... albo : wystawę przygotował dr Jakiś Tam, amatorsko praktykujący szamanizm .... to byłoby naprawdę i uczciwsze i bardziej interesujące. No i po ...frekwencji ich poznacie....?
Po tych emocjach czekała na nas wystawa rodzyneczek : Dom ! Wnętrza mieszkań, pokoi, mini przestrzeni prywatnej w noclegowni, od Indii po Polskę. Naprawdę doskonała wystawa i duża przestrzeń dla własnych interpretacji. Autorzy jakby w cieniu i bez narzucania czegokolwiek. Na tym naszą Noc Muzeów zakończyliśmy i pomknęliśmy do "wieży".
Sobota minęła pod znakiem załamania nadmiarem materiałów do mojego skryptu na temat etnobotaniki.... nigdy tego nie skończę !
Dzisiaj pławiliśmy się w słońcu i rozkoszy jaką Miasto nam zafundowało, ta ekstaza to ścieżki rowerowe. Wiem, wiem, jest wiele jeszcze do zrobienia i masa jest bardzo krytyczna ale dojechaliśmy z domu do Ogrodu Botanicznego bez większych problemów i prawie cały czas miłym szlakiem "tylko dla rowerów". W Ogrodzie Botanicznym jak zwykle atrakcje : kwitnące azalie ( i pachnące!), piękne drzewa i setki drobniejszych roślin. Do tego trafił się także koncert grupy Ładni Ludzie i było bardzo sympatycznie... Nie wszyscy wiedzą, że Kraków spiknął się z San Francisco (miasto bliźniacze) i jakoś mnie to już nie dziwi ale trochę mnie dziwi, że kiedyś chciałem mieszkać w San Francisco a nie w Krakowie.
Na fotce jest ceramiczna rzeźba Krysi Andrzejewskiej-Marek o nazwie wziętej z tytułu naszej płyty : Bałtyckie Szepty. Pokazuje prace tej fenomenalnej rzeźbiarki, wykładowczyni ASP w Gdańsku, bo jest rewelacyjna i stanie się w sierpniu gościem Festiwalu Karpaty Offer, a ja
ciągle pracuję nad programem. Pewnie za kilka dni będzie już dopięty!?

1 comment:

Unknown said...

Coś zawrzało w tyglu, kiedy przeczytałem tego posta. Kiedy na trzy tygodnie przed otwarciem wystawy w Manggha - włąśnie tej poświęconej maskom teatru No - próbowałem zdobyć na nią bilety okazało się, że wszystkie trzeba było rezerwować o tydzień lub dwa wcześniej. I tak, kiedy ja siedziałem w domu wypłakując w poduszkę gorzkie żale z tegoż powodu spektakl oglądały (?) osoby, które nie potrafiły docenić TAKIE okazji... Nic tylko plasnąć Panią od komórki w głowę tym biletem:-)

To musiało by być przeżycie. Eh...